- Nieeeeeeeee!!! Zostaw mnie!
- Hahahaha! Tak! TAK! Krzycz
głośniej! – młoda dziewczyna zaczęła szarpać się z czterema chłopakami. Trójka
z nich trzymała ją, tak, aby nie mogła się wyrwać.
- Wiesz, co? Uwielbiam kobiecy
krzyk… Pełen strachu, obaw i niepokoju… Dlatego krzycz, proszę cię krzycz
bardziej – młody chłopak podszedł do dziewczyny i pieszczotliwie pogłaskał ją
po twarzy – A wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze? – szepnął do ucha swojej
ofierze – To, że nikt cię nie usłyszy, a nawet, jeśli, to i tak ci nie pomoże…
- chłopak zaczął obmacywać ją, w końcu rozerwał bluzkę dziewczyny i zaczął się
do niej dobierać.
Całemu zajściu z ukrycia
przyglądał się mały chłopiec. Kiedy zaczęto bić dziewczynę i rozbierać ją,
chłopak szybko oddalił się. Wszędzie na ścianach wąskich uliczek wymalowane
były znaki kanji [ Japoński rodzaj alfabetu ] oznaczające „krzyk”.
Zawsze było tam ciemno, czy był
słoneczny dzień czy padał deszcz, zawsze panował tam półmrok.
Wszystkiemu winne były dość wysokie, obskurne rudery, do których można było się
dostać tylko tymi wąskimi uliczkami.
Chłopczyk szybko oddalał się od
zaułku, starając się nie zwracać uwagi na rozdzierające krzyki kobiety.
* * *
- Mamo! Wróciłem! – do obskurnego
mieszkania wszedł chudy i zmizerniały chłopiec. Jego kruczo czarne włosy
opadały mu na delikatną twarz.
- Jak było w szkole? – powiedziała
kobieta, która stała właśnie przy starej kuchence, była niesamowicie ładna, a
przez jej skórę można było dostrzec zarysowania kości i żyły.
Ubrana była w czarny fartuch, zwykłe
stare jeansy i niebieską, przetartą koszulkę.
Kiedy zobaczyła chłopca wycierała właśnie chude ręce brudnawą ścierką. Ten
podszedł do matki i mocno ją przytulił.
- Dobrze, znowu ich widziałem,
proszę uważaj na siebie… - Kobieta lekko odsunęła się od syna, tak, aby mogła
na niego spojrzeć.
- Nie powinieneś przechodzić tymi
ulicami! Ile razy mam ci to powtarzać! A jeśli coś ci się
stanie?! – w oczach kobiety widać było matczyną troskę i
strach.
- Ale nie mamy pieniędzy, więc wolę
zaoszczędzić na autobusie i wracać ze szkoły na piechotę…
- Kochanie, ale ty masz dopiero siedem
lat, nie powinieneś o tym myśleć… Proszę cię nie chodź tamtędy…
- Ale ty przechodzisz przez te
ulice do pracy – chłopczyk patrzył na swoje stopy i mocniej złapał fartuch
matki.
- Ja jestem dorosła, zresztą zaraz
muszę wyjść, jedzenie masz na stole. Nie czekaj na mnie, wrócę w nocy. Z samego
rana idę do cukierni, dlatego zobaczymy się dopiero po południu. Kocham cię,
dobranoc – kobieta pocałowała swojego synka w czoło, ten uśmiechnął
się i puścił ją.
- Ja też cię kocham mamo.
Kobieta szybko przebrała się
w czarny obskurny kombinezon i wyszła w pośpiechu. Chłopiec patrzył na nią dopóki całkowicie nie zniknęła mu z oczu.
Zbliżała się zimna i wietrzna noc…
* * *
Kiedy chłopiec się obudził był już ranek. W domu nie
było jego matki, zjadł kawałek chleba, wziął plecak i wyszedł do szkoły.
Przechodząc przez wiecznie
ciemne uliczki chłopiec nie zauważył nic dziwnego.
W szkole dzień minął mu
spokojnie, postanowił posłuchać mamy i pierwszy raz
od dawna poszedł na przystanek autobusowy. Wsiadł do pojazdu, kupił bilet i
usiadł.
Gdy dotarł do domu, jego
matki ciągle wciąż nie było w domu. Kiedy zaczęło się już ściemniać, chłopiec
zaczął się niepokoić.
Chodził po pokoju, reagując na
najmniejszy dźwięk, dochodzący zza drzwi.
Nie wytrzymał. Postanowił jej
poszukać.
Wziął ze sobą jedynie klucze do
mieszkania i wybiegł na ulicę. Kierował się w stronę drugiej pracy matki. Do
cukierni „Malina”.
Biegł rozglądając się w poszukiwaniu znajomej sylwetki kobiety. Przebiegał
właśnie obok zaułka kiedy usłyszał czyjś krzyk.
Zatrzymał się. Jego ciemno
niebieskie oczy przepełnione
były strachem i zdziwieniem. Powoli i ostrożnie podszedł
do zakrętu i wychylił się zza murku.
Zobaczył chłopaków z poprzedniego
dnia i kobietę. Leżała z rozdartą bluzką i rozpiętymi spodniami. Z jej głowy
ciekła krew, była nieprzytomna.
- Ona żyje?
- A skąd mam wiedzieć, waliłeś w
jej głowę tyle razy, że nie zdziwiłbym się gdyby nie żyła – cała trójka zaczęła
się szyderczo śmiać.
Chłopiec zaczął się trząść.
Ogromnymi oczami wpatrywał się w swoją matkę, która leżała umorusana cała we krwi, z rozerwaną bluzką.
Bezwiednie chwycił metalowy pręt leżący na ziemi, obok kosza na śmieci. Cicho podszedł do chłopaka,
który znajdował się najbliżej niego.
Członkowie gangu byli tak
zajęci sobą, że nie zauważyli małego chłopczyka zbliżającego się do nich. Zauważyli
go dopiero, kiedy pierwszy z nich z ogromną siłą, jak na dziecko, dostał
metalowym prętem prosto w głowę.
Pozostałe dwie osoby, w tym szef
gangu spojrzeli na chłopca ze zdumieniem. Z głowy ich towarzysza sączyła się
krew, a na ziemi tworzyła się kałuża krwi.
- Ty śmieciu, jak śmiałeś… -
nastolatek zwrócił się do
chłopca, zagradzając mu tym samym drogę do ich szefa,
który właśnie zaczął się oddalać od chłopca, na tyle wolno by nie wzbudzić
swoim zachowaniem, jakichkolwiek podejrzeń.
Chłopczyk zbliżał się do
nastolatka, który wyciągnął broń. Kiedy to zauważył, zwinnym susem pokonał
odległość dzielącą ich.
Pewnym ruchem uderzył metalowym
prętem w rękę napastnika.
Chłopak momentalnie wypuścił broń i
zaczął krzyczeć z bólu. Jego ręka wyginała się nienaturalnie. Pręt uderzył
bowiem prosto w łokieć. W agonii nastolatek upadł na ziemię.
Spokojnie, niczym doświadczony kat,
chłopiec podszedł i z szaleństwem w oczach zadał kolejne ciosy, tym razem
prosto w głowę.
Twarz chłopaka była zmasakrowana,
złamany nos i szczęka powodowały makabryczny widok.
W zaułku przybyło świeżej krwi…
Dziecko zaczęło się śmiać
demonicznym śmiechem. Wyglądało jak opętane, dlatego kiedy spojrzał na szefa
ten wydał z siebie wysoki dźwięk.
- Ty… Ty psycholu! – wykrzyknął i
odwrócił się aby uciec. Zapomniał jednak o jednej ważnej rzeczy. Dopiero kiedy
się odwrócił zdał sobie z tego sprawę. Stał twarzą w twarz z brudnym, zakrwawionym
murem. Jedna droga ucieczki znajdowała się za chłopcem,
który z każdą sekundą znajdował się coraz bliżej.
Nastolatek trzęsąc się
opierał się plecami o murek, patrząc prosto w oczy chłopca. Na jego twarzy
widniał obłąkany uśmiech.
Dziecko chwyciło pręt w obie ręce i
z całej siły wbiło go w brzuch swojej ofiary.
Przerażony nastolatek wwiercał swój
wzrok w ranę na brzuchu. Chłopiec z wielkim trudem wyciągnął pręt, który nie
wbił się głęboko i zadał cios po raz kolejny.
Tym razem nastolatek upadł na
ziemię i ciągle mając otwarte powieki wpatrywał się bez życia w chłopca.
Żaden z nich, już nigdy się
nie poruszył.
Chłopiec wytarł twarz
rękawem, uśmiechnął się i podbiegł do swojej matki. Wziął jej głowę na swoje
kolana i się do niej przytulił. Siedział tak, dopóki starsza pani, przechodząc
nie zobaczyła co się stało.
Jej krzyk, przenikliwy i donośny
zwrócił uwagę chłopca. Puścił głowę swojej mamy i wstał. Powoli podszedł do
kobiety, która stała
bezruchu, rękami osłaniając swoje ciało.
- Mogłaby mi pani pomóc? Muszę, z
moją mamą pójść do domu. Sam jednak nie dam rady jest ranna… - patrzył na
kobietę niewinnymi oczami bez wyrazu i uśmiechnął się lekko. Jego twarz nadal
była cała we krwi co razem z serdecznym uśmiechem powodowało, makabryczny
widok. Kobieta popatrzyła na zwłoki, wydała z siebie kolejny głośny dźwięk i
uciekła, ani razu nie oglądając się za siebie.
Zdziwiony chłopiec znowu podszedł
do matki i objął ją.
Obejmował ją tak długo, dopóki
przyjechała policja, mężczyźni obezwładnili chłopca, który zostając oddzielony
od martwej matki, zaczął krzyczeć i szarpać się.
* * *
- Mogę się spotkać z mamą? –
zapytał mały, czarnowłosy chłopczyk. Jego ciemno niebieskie oczy, przenikliwie
wpatrywały się w komendanta policji.
Dziecko znajdowało się w małym
pokoju pomalowanym na stalowo szary niebieski kolor. Siedział na metalowym
krześle, przy stole, a naprzeciw niego górował wysoki mężczyzna, który trzymał
w ręku kubek kawy.
Ubrany był w policyjny mundur
i marszcząc czoło patrzył na dziecko, które bawiło się rąbkiem swojej
zakrwawionej koszuli.
Mężczyzna obrócił się i bezradnie
popatrzył na swoje odbicie w lustrze fenickim. Odchrząknął i po raz kolejny
spojrzał na chłopca.
- Już ci to mówiłem… Twoja
mama nie żyję…
- Czemu pan mówi takie
straszne rzeczy? – chłopiec podniósł swój wzrok znad stołu i spojrzał na
policjanta z wyrzutem.
- A-ale to prawda… - powiedział ze
zrezygnowaniem – co mam zrobić abyś mi uwierzył? – zapytał.
- Mógłbym się zobaczyć z moją mamą?
– chłopiec nie dawał za wygraną, chciał jak najszybciej opuścić pokój przesłuchań, przytulić się do matczynej spódnicy i wrócić z nią do domu.
- Mówiłem ci przecież, że twoja
matka nie żyje! – wykrzyknął policjant, w tym samym czasie zrobił gwałtowny
ruch ręką. Jego kawa rozlała się a kubek spadł na ziemię.
- Zamknij się… ZAMKNIJ SIĘ! – chłopiec
złapał się za głowę i zaczął nią potrząsać. Popatrzył ze wściekłością na komendanta i wstał tak gwałtownie, że przewrócił krzesło. W małym pokoju
metaliczny dźwięk wypełnił całą przestrzeń.
Dziecko zaczęło ciężko
dyszeć, je oczy patrzyły na wszystko, a zarazem na nic. Miotał się po
pomieszczeniu, ku przerażeniu mężczyzny.
Z paniką zerknął na lustro fenickie
i odsunął się od chłopca na tyle na ile to było możliwe. Ten zaczął krzyczeć i ciągle trzymając się za głowę kucnął.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły
się, weszło do niego dwóch mężczyzn i szybkim ruchem obezwładnili chłopca, który leżał teraz skrępowany na ziemi. Po jego policzkach ciekły łzy. Na twarzy
jednak widniał uśmiech.
- Tak… To ja ich zabiłem…
Powinniście być mi wdzięczni… - w oczach dziecka kryło się szaleństwo i
satysfakcja.
Przez otwarte drzwi wszedł wysoki,
dobrze zbudowany mężczyzna. Odziany był w ciemny, zwykły męski płaszcz,
sięgający aż do ziemi. W pasie przepasany był paskiem, z czarną sprzączką, był
bardzo dobrze dopasowany, przez co doskonale podkreślał figurę mężczyzny.
Głęboki dekolt w serek, odkrywał część czarnego golfa. Była to dwurzędówka, z
każdej strony mająca po trzy guziki. Jego eleganckie buty, były tak czyste, że
można było się w nich przejrzeć. Ze zdumieniem popatrzył na obezwładnionego
chłopca, a potem na komendanta, stojącego tuż przy lustrze fenickim.
- Kim pan jest? Trwa teraz
przesłuchanie, proszę natychmiast stąd wyjść! – powiedział policjant, wpatrując
się w przybysza.
- Nazywam się Seo Kiouhei, należę
do tajnej organizacji, NODNP, o której panowie zapewne słyszeli, chciałbym porozmawiać
z chłopcem na osobności.
- Później, teraz ja mam do niego
parę pytań, na które jeszcze nie zdążył odpowiedzieć. Dlatego powtarzam, aby
pan natychmiast opuścił to pomieszczenie – komendant bacznym wzrokiem taksował
mężczyznę, który ani myślał wyjść z pokoju.
Podszedł do krzesła, na którym
wcześniej siedział komendant i rozsiadł się w nim wygodnie.
- C-co pan wyprawia! –
obruszył się policjant – NATYCHMIAST ma pan opuścić ten pokój! –
wykrzyknął, zbliżył się do siedzącego mężczyzny i uderzył w stół. Zapomniał
jednak, o kawie, która wcześniej się rozlała i w przypływie nagłej złości nie
zauważył jej. Jego ręka rozbryznęła ciecz po całym pokoju. Policjanci jak i
chłopiec byli nie mniej mokrzy od sprzeczających się mężczyzn.
Kiouhei ręką odzianą w ciemną
rękawiczkę, otrzepał, niczym z kurzu, swój płaszcz i spojrzał na chłopca, całkowicie ignorując komendanta. Z jego włosów skapywała zimna kawa,
mimo to spokojnym głosem powiedział:
- Chłopcze, chciałbyś ze mną
porozmawiać? – zdziwione dziecko, ciągle leżąc, popatrzyło na
tajemniczego mężczyznę. Ledwo zauważalnie kiwnęło głową, zgadzając się –
Panowie, moglibyście go puścić? – tym razem zwrócił się do policjantów, którzy
od razu puścili chłopaka. Ten wstał i podszedł do krzesła naprzeciwko siedzącego mężczyzny,
nie wiedząc co robić po prostu stał i wpatrywał się w ciemne oczy Kiouhei’a.
- Siadaj – uśmiechnął się,
chłopiec posłusznie usiadł – Opowiem ci teraz trochę o naszej organizacji.
Widzisz działamy od niedawna, dlatego teraz non stop kogoś werbuje, no ale to
nie ważne. Nasza organizacja pracuje dla rządu, jak już wcześniej wspominałem
nazywa się NODNP co jest skrótem od „ Narodowej Organizacji Dla Nastoletnich
Przestępców”. Widzisz, policja posiada bardzo obciążające cię dowody, i pomimo
tego, że jesteś dzieckiem, mogą cię wsadzić nawet do więzienia. Nie będę
wymieniał za co możesz pójść siedzieć, bo tego jest multum. W każdym razie,
chciałbym abyś wstąpił do naszej organizacji. Oczywiście nie będziesz całkiem
wolny, ale jeśli będziesz stosować się do naszych poleceń, możesz wtedy
otrzymywać coraz więcej swobody. Będziesz mógł normalnie chodzić do szkoły,
poznawać nowych ludzi i tak dalej i tak dalej. Jeżeli będziesz potrzebować
jakiejś rzeczy materialnej, oczywiście rozważymy twoją prośbę, ale powinieneś
ją dostać. Hmm… Masz może jakieś pytania? – kiedy mężczyzna nagle przerwał swój monolog chłopiec, który dotychczas wpatrywał się w swoje splecione ręce, nagle
podniósł głowę.
- Tylko jedno – powiedział cicho.
- Śmiało – zachęcił Kiouhei.
- Co dokładnie miałbym robić, jeśli wstąpię?
- Hmm… Generalnie, kiedy tam wstąpisz
na parę lat wyjedziesz, może nawet z kraju w celach szkoleniowych. Otóż ogólna
koncepcja, tej organizacji jest taka, aby wyszkolić zabójców. Takie przypadki
jak wy, doskonale się do tego nadają. Będziecie dostawać zlecenia, aby na
przykład zabić jakiegoś przemytnika narkotyków. Jest to program, umożliwiający
takim dzieciom jak ty prawie normalne życie. Oczywiście jeśli dopuścisz się
jakiegoś przestępstwa, nieuzasadnionego, to automatycznie zostajesz wyrzucony z
programu i wtedy na pewno resztę życia spędzisz w celi więziennej. Wiem, że
taka perspektywa jest straszna, jednak myślę że to wciąż lepsze, niż spędzenie
całego swojego życia w więzieniu, masz dopiero siedem lat, jednak ta decyzja
należy już tylko do ciebie – pomimo tego, że mężczyzna mówił bez tchu chłopiec
uważnie go słuchał, patrząc mu przy tym prosto w oczy.
- Mówił pan, że wyjadę na
szkolenie. Na jak długo i jeśli dzisiaj bym wstąpił, to… Kiedy bym wyjechał?
- Jeśli wstąpiłbyś dzisiaj,
to zanim byśmy wszystko przygotowali, minąłby chyba tydzień. Czyli mniej więcej
za tydzień. Trudniej jest mi za to powiedzieć kiedy skończyłoby się szkolenie.
Będziesz chodził do szkoły, mając po szkole treningi, do tego dochodzi nauka,
przerwy i tak dalej… Naprawdę trudno mi powiedzieć, na pewno na parę lat.
- Dobrze, zgadzam się, jednak
chciałbym być obecny na pogrzebie mojej matki – Mężczyzna wstał i uśmiechnął
się do chłopca.
- To da się załatwić – wyciągnął swoją smukłą dłoń w stronę dziecka – cieszę się, że do nas dołączysz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz