sobota, 22 listopada 2014

"Demon w Ludzkim ciele" Rozdział 7 Bezsensowna kłótnia


    - Poczekaj tutaj, skoczę tylko na chwilę do mojego pokoju po Księgę.
   - Okej - kiedy Havelun wyszedł z pokoju, ja wyjęłam kolejną bułkę. Ciągle byłam głodna. Wpatrywałam się w telewizor rozmyślając o tych wszystkich ludziach, których wczorajszego wieczoru zraniłam. 
   - Ciekawe, czy z Motokim wszystko w porządku... - szepnęłam. Kiedy przypomniałam sobie o moim byłym chłopaku, chwyciłam się za serce. Do oczu napłynęły mi łzy. Czułam się strasznie, wszystko mnie bolało, a serce najbardziej. Po policzkach spłynęła słona ciecz. Rozpłakałam sie na dobre. 
      Po chwili do pokoju wszedł Havelun trzymając czarną księgę o nieregularnym kształcie. Widniał na niej dziwny symbol. Wyglądał mniej więcej tak:
              
     Kiedy Havelun, zamknął za sobą drzwi zobaczył mnie całą zapłakaną. Szybkim ruchem odłożył księgę na komodę, znajdującą się w pobliżu wejścia i podbiegł do mnie. Kucnął przy mnie i mnie przytulił. Swoim zachowaniem bardzo mnie zaskoczył. 
    - Hej nie płacz. Robisz się wtedy cała czerwona. 
   - Ty nic nie rozumiesz...
   - Wiem, że cię rzucił chłopak... 
   - Co? A-Ale skąd? 
   - Mówisz przez sen, a ja mam bardzo dobry słuch... - przycisnął mnie mocniej do swojego torsu. Delikatnie zaczął przesuwać swoją dłoń po moim ramieniu, w geście pocieszenia - No, dalej, robię za ramię do wypłakania się więc śmiało. Płacz - nie chciałam, nie chciałam aby moje złamane serce wzięło górę. Mimowolnie zaczęłam szlochać. 
     Złapałam go mocniej za ciemno fioletową koszulkę i wtuliłam się w jego ramiona. Był ciepły. Tego ciepła w tamtej chwili bardzo potrzebowałam. Miałam już dość swojego życia. Nic nigdy nie szło po mojej myśli. Zawsze jak się za coś zabierałam, kończyło się to moją porażką. W niczym nie byłam dobra, byłam totalnym beztalenciem, śmieciem który nic nie znaczył. A jednak ktoś się mną przejmował i chciał mi pomóc. To uczucie było niesamowite. Wiedziałam, że nie jest człowiekiem, natomiast w tamtej chwili zachowywał się na prawdę ludzko. Nie wiem ile płakałam, długo. 
     Cała jego górna część koszulki zrobiła się czarna, od moich mokrych łez. On siedział po turecku, ja natomiast znajdowałam się na jego kolanach i szlochałam mu w pierś. Głaskał mnie po głowie. 
     Byłam wycieńczona z nadmiaru emocji. Chciałam aby to wszystko się w końcu skończyło. Aby to moje życie wreszcie dobiegło końca. Wewnętrznie walczyłam sama ze sobą, z jednej strony chciałam żyć dla kogoś, dla kogo byłabym ważna, z drugiej natomiast miałam już dość niesprawiedliwości na tym świecie, i chciałam aby to wszystko się po prostu dla mnie skończyło. 
     Starałam się opanować. Ciągle byłam roztrzęsiona ale już przynajmniej nie płakałam, a to był duży postęp. 
    - Havelun... - wyszeptałam łamiącym się głosem.
    - Hmmm...? - czułam jak jego klatka piersiowa drży od wydawanego dźwięku. Było to przyjemne uczucie...
    - Przepraszam... 
    - Co? Za co? - odsunął mnie lekko, tak aby móc widzieć moją czerwoną i mokrą od łez twarz. Wyglądał na mocno zaskoczonego.
    - Za to, że masz całą mokrą koszulkę od moich łez i dziękuję za to, że pozwoliłeś mi się wypłakać.
    - Spoko, zawsze jestem do usług - uśmiechnął się - chciałem ci dzisiaj pokazać tą księgę, ale chyba lepiej jak zrobię to jutro. Nie wiem kiedy ale zrobiło się już późno, a ty na pewno jesteś zmęczona. Pójdę już - mówiąc to, rozplątał moje, trzymające go, ręce i wstał. Nie chciałam aby sobie szedł. Odruchowo złapałam go za skrawek koszulki. Zatrzymał się i obrócił. 
    - Proszę... Możesz zostać...? - spytałam wpatrując się, speszona w podłogę. Gdybym mogła stać się bardziej czerwona na pewno bym się zarumieniła. Nie lubiłam pokazywać swoich słabości.
    - Hoo... Chcesz abym został? Aż tak się do mnie przywiązałaś? - położył ręce na biodrach, lekko się schylił i uśmiechnął się. Już żałowałam, że chciałam aby został. Zapomniałam przecież, że to zbok - Wiesz, skoro tak bardzo mnie praginesz to może dla ciebie zrobię wyjątek i zostanę, jednak wiedz, że dwa razy to tej samej wody nie wchodzę... - Jego twarz zbliżyła się do mojej. Nasze nosy prawię się dotykały. Czułam bijące od niego ciepło. Był za blisko,  za blisko... 
    - Nie w tym znaczeniu idioto! - odsunęłam się od niego i spuściłam głowę. 
    - Haha! Ja tam bym tobą nie pogardził nawet w tym stanie - przyglądnął się mi dokłanie, badawczym wzrokiem. Swoje spojrzenie zatrzymał dłużej na moich piersiach. Czułam się jak krowa na targu na którą patrzy kupiec i ocenia czy opłaca mu się ją kupić czy też nie. Cały czar sprzed chwili prysł. Już nie chciałam aby został, ale jak najszybciej opuścił to pomieszczenie. 
    - Z-z-zostaw... ją... 
    - Aberbaal! 
    - No cholercia, więc jednak się zbudziłeś... Eh... Myślałem, że trochę dłużej sobie pośpisz - Aberball już w ludzkiej postaci usiadł na łóżku, ciągle jego ciało było w bandażach, najprawdopodobniej był nagi. Wyglądał bardzo blado, na jego twarzy malował się czysty gniew kiedy patrzył na Haveluna.
    - Aber, co ty do cholery odwalasz? powinieneś odpoczywać - wstałam i podeszłam do Zgaszonego. Ten popatrzył na mnie i znowu się położył.
    - Płakałaś?
    - Em... Tak... Ale już w porządku, mów lepiej jak ty się czujesz - od razu zauważył że coś jest ze mną nie tak, to było słodkie.
    - Lepiej, dziękuję, że się mną opiekowałaś, jednak nie wiem dlaczego ta kreatura tutaj przebywa - mówiąc to spojrzał spode łba na Demona opierającego się o komodę.
     - Hej! Trochę szacunku! Gdyby nie ja to nasza kochana Edehiel umarłaby już z głodu, no albo by ją złapali.
    - Nasza? - zapytał mocno poirytowany Aberbaal.
    - Nom, obiecała że będzie mnie wzywać kiedy coś ciekawego będzie się działo. 
    - Ede, czy to prawda?
    - Ja tam nic mu nie obiecałam! Nie patrz tak na mnie! - Aberbaal posyłał mi wściekłe spojrzenia.
    - Nawet nie wiesz kim on jest, a już przebywasz z nim w jednym pokoju jakby był zaufaną osobą... 
    - Hej! Aber! W końcu ty mnie znasz! Jak mógłbym nie pomóc starszemu koledze? - Zgaszony uśmiechnął się przebiegle.
    - To wy się znacie? - ze zdumienia buzia sama mi się otworzyła.
    - Uwierz mi wolałbym go nie znać... 
    - I vice versa - z tej krótkiej rozmowy wywnioskowałam, że za bardzo to się oni nie lubili. Patrzyłam to na jednego to na drugiego w pełnym zdumieniu. Aberbaal siedział na łóżku, ja obok niego, Havelun stał blisko nas. Wszyscy patrzyli na siebie dziwnym wzrokiem. Zaczynałam się czuć niezręcznie. 
    - Havelun, czy mógłbyś opuścić, proszę ten pokój, stara gnido?
    - Ohoooo... Ty lepiej do mnie nie mów bo twój oddech gniecie mi koszulę
    - Taki tu tłok jak w ubikacji podczas lekcji, więc lepiej wyjdź
    - Masz nawalone jak cyganka w tobołku
    - Nie mów tak szczerze bo ci uwierzę
    - Wyrobiłeś się jak gumka w gaciach Aberbaal, mam rację Ede - chan? ( chan  w japońskim dodaje się do imienia, by uzyskać zdrobnienie. Używa się go do osoby z którą jest się blisko, np Karolina - Karolińcia itp. )
    - Eee...
    - Patrzysz na nią jak łysy na grzebień.
    - A ty jak pies na mięso.
    - Jeśli chcesz zabłysnąć, posyp się brokatem.
    - Pan Piekieł mnie stworzył bo wiedział co piękne, a ciebie bo miał zły dzień. Wiesz może gdybyś wycisnął tego pryszcza na czole też byś urósł...
    - Idź na drzewo i dokończ ewolucję.
    - Hej! Przestańcie!
    - O patrz, nasz księżniczka się na nas zezłościła...
    - No chyba na ciebie, zielona kupo.
    - STOP! Przestańcie wreszcie! Ile macie lat?! 10?! - miałam juz ich dość, Aberbaal dopiero się obudził a już się denerwował. Zresztą Havelun go prowokował. 
    Bałam się, że inni goście tego hoteliku miłości zaczął się wkurzać i przyjdą do nas z pretensjami. Wolałam tego uniknąć.
    - Nie bądź na mnie zła, on tak na mnie działa. Wiesz przecież, że ja jestem łagodny jak baranek, no może nie w łóżk...
    - Wystarczy! Wynieś tą swoją grubą dupę za drzwi!
    - Havelun, myślę, że lepiej będzie jeśli na prawdę wyjdziesz...
    - Havelun, to mój ojciec mów mi Have - uśmiechnął sie do mnie czarującym uśmiechem. Na twarzy drugiego Zgaszonego, malowała się irytacja.
    - Ty nie masz ojca deklu. Zostałeś stworzony, a nie spłodzony...
   - Deklu? Co to jest dekiel? - zapytał mocno zdziwiony Havelun, szczerze to ja też nie miałam zielonego pojęcia co to znaczy. Kojarzyło mi się to z denkiem od słoika... W sumie to fajnie to brzmiało....
    - Może ci kiedyś powiem a teraz spadaj, muszę porozmawiać z Edehiel na osobności
    - Ede, widze że twój kochaś mnie nienawidzi, no ale jutro spędzimy trochę czasu we dwoję więc się nie martw złotko. Pamiętaj, ze mam cię czegoś nauczyć... - Havelun obrzucił mnie przenikliwym spojrzeniem i uśmiechnął sie do mnie w zalotny sposób.
    - Dobrze... - w tamtej chwili Zgaszony ukłonił się i wyszedł. Zostaliśmy sami z Aberbaal'em. Zapadła głęboka cisza. Speszyłam sie trochę ponieważ oboje znajdowaliśmy się na łóżku i to jeszcze w hoteliku miłości...
    - To o czym chciałeś porozmawiać? - zapytałam się Demona obok mnie. Ten zwrócił głowę w moją stronę i powiedział
    - Havelun to morderca, błagam trzymaj się od niego z daleka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz