piątek, 14 listopada 2014

"Cichy sprzeciw" Prolog część II



     - Przypatrz się, bo niedługo i ciebie to spotka dobrze zbudowany mężczyzna odchylał głowę małej dziewczynki, ciągnąc ją tym samym za włosy. Płakała. Znajdowała się w małym, ciemnym pomieszczeniu. Oprócz jej i mężczyzny w pokoju znajdowało się osiem innych osób. Dziewczyna była związana, a na jej gardle spoczywał nóż. Patrzyła w kierunku trójki osób, które również miały skrępowane ruchy.
     Jednym z nich był młody chłopak mający może ze dwanaście lat, cały ubrudzony krwią leżał na podłodze. Obok niego siedziała dorosła kobieta. Jej bluzka była rozerwana, a na ciele były liczne ślady zadane nożem. Jej głowa opadała bezwładnie na ramiona. Po jej lewej stronie znajdował się mężczyzna. Dwoje innych osób przytrzymywało go, tak, aby klęczał.
     Wpatrywał się w małą dziewczynkę i tak, jakby samym wzrokiem próbował jej przekazać, aby uciekła. Usta miał zakneblowane, a z jego nosa ciekła krew.
     - Zdychaj dziewczynka na tyle na ile pozwalała jej brudna chustka zaczęła krzyczeć i nie zważając na ostrze przyłożone do gardła szarpała się z napastnikiem.
     Na podłogę zaczęła skapywać krew, pod nogi dziewczyny poturlała się głowa. Wykrzywiona bólem twarz patrzyła na nią teraz już bez wyrazu. Głowa należała do owego, wcześniej skrępowanego mężczyzny.
      Do uszu 6 letniej dziewczynki dochodziły, głośne i szydercze śmiechy. Z jej oczu spływały łzy. Nikt nawet nie próbował zabrać martwego ciała spod stóp dziecka.
     Napastnicy podeszli do kobiety. Jeden z nich złapał ją za związane ręce i uniósł w powietrze, tak by jej stopy nie dotykały ziemi. Kobieta dostała pięścią w brzuch. Z jej płuc głośno uleciało powietrze. Mężczyzna wziął duży, ostry nóż i zaczął rozpruwać jej brzuch ku uciesze innych. Dziewczynka tak gwałtownie się wyrywała, że z jej gardła zaczęła skapywać krew.
     W całym pokoju było jej zresztą mnóstwo. Najwidoczniej takie egzekucje odbywały się tutaj częściej Betonowe ściany jak i beton znajdujący się na podłodze, już dawno przestał być szary. Światło wydobywające się z małej, starej żarówki sprawiało, że pokój pogrążony był w półmroku. Małe okienko, które umiejscowione było w rogu pokoju było zasłonięte i zamknięte, a w pomieszczeniu oprócz tego, że było duszno, czuć było jeszcze wszechogarniającą krew.
     Kobieta była nieprzytomna, dlatego nie wydając z siebie żadnych dźwięków, skonała trzymana przez brutalnego napastnika, który z jej chudym i wątłym ciałem bawił się w rozpruwacza.
     Całe jej wnętrzności znajdowały się na podłodze. Kat kobiety cały we krwi podrzucał jej ciało, jakby było nic nie wartą lalką.
     Teraz mężczyźni podeszli do chłopca. Ciągle przytomny łypał wzrokiem na napastników.  Jeden z nich podszedł do niego i kopnął chłopaka w klatkę piersiową, siła, z jaką to zrobił była tak duża, że chłopiec uderzył w brudną, betonową ścianę. Na tyle na ile pozwalał mu ból wstał i spróbował wydostać się z pokoju, w którym się znajdował. Popatrzył pełnym bólu spojrzeniem na truchła ludzi i na małą dziewczynkę.
     Przebiegł przez pokój, potknął się i upadł. W parę sekund dopadło go dwóch dryblasów i przez kolejne minuty bito go kijem baseballowym prosto w głowę. Na jego twarzy znajdowało się tak dużo krwi, że nie był wstanie otworzyć oczu. W końcu, któryś z nich zlitował się nad chłopcem i strzelił prosto w jego serce z pistoletu.
     - Nie zabijajcie dziewczyny, jeszcze nie Póki nie zdecyduję, co z nią zrobimy, możecie się pobawić wysoki mężczyzna ubrany w czarny garnitur, mówiąc to wyszedł z pokoju. W jego ślady poszły prawie wszystkie osoby. Ich eleganckie buty zostawiały ślady krwi na podłodze, a garnitury przyozdobione zostały czerwonymi cętkami. W pokoju zostało tylko dwóch mężczyzn.
     Jeden z napastników, który ciągle trzymał jej nóż przy gardle odłożył go obok ciała dziewczynki i przytrzymując ją jedną ręką rozdarł jej bluzkę. Guziki od mundurka poturlały się w różne strony. Oboje zaczęli się śmiać, jeden z nich zaczął rozpinać spodnie.
     - Ja też chcę się zabawić, czemu tylko ty?  - drugi podszedł i zaczął szarpać się z mężczyzną stojącym nad dziewczyną. Ona przez łzy patrzyła na nich, na jej twarzy nie było już strachu tylko rozpacz. Czysta rozpacz. Kiedy dwoję mężczyzn zaczęło się ze sobą kłócić, ona wykorzystała fakt, że nóż leżał obok niej.
     Starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów chwyciła go i zaczęła przecinać sznur, którym była skrępowana. Po chwili, kiedy jej się to udało, wyjęła chustkę z ust i popatrzyła na obu mężczyzn. Jeden w samych bokserkach bił się wyższym od siebie.
     Stali do dziewczynki tyłem, wykorzystując to na swoją korzyść skoczyła na plecy faceta i wbiła mu nóż w szyję. Na twarzy mężczyzny malowało się zdziwienie. Opadł na ziemię, a dziecko odskoczyło do tyłu. Niezgrabnie zachwiało się i upadło na pupę. Drugi napastnik, ten, w samej bieliźnie, zbliżył się ostrożnie do dziewczynki. Kiedy wstała chwycił ją za rękę z nożem, a drugą zakrył jej od tyłu usta.
     Zanim zareagowała jej ciało poruszyło się samo. Pewnym siebie ruchem ugryzła go, kiedy w przypływie bólu puścił dziewczynę, ona wymierzyła mu kopniaka prosto w krocze. Trzymając się za swoje klejnoty kucał, a jego twarz była wykrzywiona w grymasie nienawiści. Wyciągnął rękę w jej stronę, jednak zanim zdążył cokolwiek zrobić, bądź powiedzieć dziecko rzuciło się na niego, a ostrze wbiło między oczy mężczyzny.
     Z trudem wyciągnęło je z czoła napastnika i zaczęło wbijać je raz po raz w klatkę piersiową, tym samym zaczęła ona przypominać szwajcarski ser. Na jej twarzy rozbryzgiwała się krew i mieszała się ona ze łzami.
     Po jakimś czasie usłyszała czyjeś kroki. Wstała, wyciągnęła nóż z ciała mężczyzny i szybko podeszła do okna. Z trudem i wielkim wysiłkiem zdołała otworzyć je i przeciskając się przez mały otwór, wyszła na zewnątrz.
     Księżyc mocno świecił, jednak chmury przysłaniały gwiazdy, przez co były niewidoczne. Mimo, iż na dworze było ciemno a w pobliżu nie było latarni, dziewczynka zmrużyła oczy. Jej jasno brązowe włosy, prawie blond, posklejane były w strąki, patrzyła na otoczenie bez wyrazu. Szurając nogami oddaliła się od rudery, w której zabito pięć osób.
     Zabito jej rodziców i brata, wcześniej poddając ich ogromnym torturom. Ona natomiast, z zimną krwią zabiła dwóch mężczyzn, jednego dźgając kilkakrotnie. Kiedy szła zostawiała, na brudnym chodniku ślady krwi. Z jej oczu płynęły łzy




* * *


     Siedziała pod mostem, samotna, skulona, nie patrzyła na otoczenie. Jej oczy były zamknięte, a twarz schowana była w kolanach. Jej jeansy były rozerwane w paru miejscach, koszulka była w strzępach, a dookoła niej było mnóstwo krwi. Jej włosy, teraz brudne i rozczochrane, falowały na wietrze.
    Most pod którym siedziała, był mało uczęszczany, położony z dala od ruchliwych ulic, jednak bardzo dużo młodzieży lubiło się pod nim spotykać i rysować coś używając do tego graffiti. Kiedy jednak przychodzili pod most i zastawali zakrwawione dziecko, które dyszało ciężko, bali się do niego podejść. Nie zawiadamiając policji, po prostu odchodzili. 
     Dziewczynka siedziała tak parę dni, nie ruszając się z miejsca, czasami tylko podchodziła do rzeki i nabierała wody w ręce. Brała łyk i wracała na swoje miejsce.
     Nagle rozległ się dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Droga rzadko była używana, jednak dziewczynka nie zaciekawiła się tajemniczym czarnym pojazdem, który zatrzymał się tuż obok zejścia na trawę, pod mostem.
     Z samochodu wysiadło trzech mężczyzn. Ubrani w granatowe kurtki zakradali się do dziewczyny. W ręce trzymali pistolety, tak, aby bezpiecznie mogli ich użyć w każdej chwili.
    - To ona? Ta dziewczyna?
    - Tak, podobno zabiła dwóch dorosłych mężczyzn - powiedział jeden z nich.
    - Myślisz, że w samoobronie? zapytał inny, bardziej oddalony od dziewczynki.
    - Widziałeś zdjęcia, może i zabiła ich w samoobronie jednak w samoobronie nie musiałaby dźgać jednego z napastników Nie wiem, czy można by to nazwać samoobroną….
    - W każdym razie nie ważne, musimy zawieść ją na posterunek i tak jestem zdumiony, że ją znaleźli W takim miejscu - powiedział pierwszy. Kiedy skończył zdanie wszyscy zaczęli po cichu zbliżać się do dziewczyny.
     Na dworze było jednak mokro, dlatego kiedy jeden z mężczyzn wszedł w kałużę i jego but wydał charakterystyczny mlaszczący dźwięk, dziewczynka szybko podniosła głowę.
     W jej ciemno brązowych oczach czaiło się szaleństwo, patrzyła w kierunku mężczyzn jak dzikie zwierze. Ci stali i wpatrywali się w nią uważnie, w każdej chwili gotowi użyć broni.
    Jeden z nich zrobił krok w stronę dziecka, unosząc ręce w geście pokoju.
     Dziewczynka z niesamowitą zwinnością zerwała się z miejsca i odwróciła się w celu ucieczki. Mężczyźni podążyli jej śladem.
    Wycieńczona z emocji i głodu dziewczynka nie biegła bardzo szybko, w każdej chwili mogli ją dogonić i złapać.
     Jednak nie robili tego.
     - Chcemy ci pomóc! Jesteśmy z policji! Proszę, pozwól nam z tobą porozmawiać!   pomimo miłego tonu policjanta dziewczynka biegła ile sił nawet nie obracając się za siebie.
    - Chyba będziemy musieli ją złapać… - krzyknął jeden z nich.
    - Nie chciałem używać wobec niej przemocy, ale chyba będziemy zmuszeni - powiedział pierwszy.
     Wszyscy zbliżyli się do niej od tyłu, na znak w jednym momencie dwoje z nich złapało pod pachę dziewczynę i podniosło w górę.  Dziecko zaczęło się szarpać i rzucać.
     Policjanci, próbowali opanować zachowanie dziewczynki, jednak, kiedy ta zaczęła krzyczeć wniebogłosy, jeden z policjantów, mający wolne ręce sięgnął do kieszeni spodni.
     Wyciągnął z niej małe prostokątne pudełeczko. Otworzył je i z wnętrza wyciągnął małą strzykawkę w środku znajdował się przeźroczysty płyn.
     Kiedy mężczyzna upewnił się, że ze strzykawki wypływa płyn, jedną ręką unieruchomił ramię dziewczynki. Jego palce boleśnie wbijały się w skórę dziecka, które teraz nie tylko krzyczało, ale i płakało.
     Zręcznym ruchem wbił igłę w ramię dziewczynki. Po paru sekundach dziecko straciło przytomność.



* * *


Kiedy dziewczyna ponownie otworzyła oczy, zauważyła, że jest związana. Ściślej mówiąc, przywiązana była do łóżka, które stało w pustym, białym pokoju. Na materacu znajdowało się mnóstwo błota i krwi. Najprawdopodobniej pochodziło to od niej samej.
     Pomieszczenie było naprawdę małe, miejsca było tylko na łóżko i małe metalowe krzesełko obok. W drzwiach były kraty. W całym pokoju czuć było charakterystyczny zapach środków czystości. W pomieszczeniu nie było żadnego okna, a światło wydzielało się z małej lampki stojącej u podnóża łóżka.
     Dziecko ciągle będąc pod wpływem środka uspokajającego, nie było w stanie poruszyć ręką. Z wielkim wysiłkiem potrafiła poruszyć tylko palcem w stopy.
     Po parunastu minutach leżenia i co chwila sprawdzania, w których częściach ciała odzyskała już sprawność, usłyszała kroki.
    Brzęk przekręcania klucza i oddech czterech ludzi wypełniał teraz przeszywającą ciszę, która wypełniała malutki pokoik.
    Do środka weszło czterech dorosłych mężczyzn. Wszyscy ubrani byli w policyjne mundury. Jeden z nich, najprawdopodobniej najwyżej położony, usiadł na krześle.
    Dziewczynka, mogła już poruszyć głową, dlatego kiedy usłyszała odsuwanie krzesła, odwróciła się, wprawiając tym samym mężczyzn w osłupienie.
    - Czy środek usypiający nie powinien działać jeszcze przynajmniej z godzinę?   zapytał jeden z stojących policjantów.
    - Powinien - mężczyzna obok niego odpowiedział, w tym samym czasie taksując wzrokiem dziewczynkę.
     Brudna twarz, włosy, postrzępione ubranie. Krew zmieszana z błotem. Dziecko było w opłakanym stanie. Patrzyło na policjantów nieobecnym wzrokiem, tak jakby widziało coś przerażającego za plecami ludzi, stojących tuż przy jej łóżku. Paru z nich nawet odwróciło się, sprawdzając czy nic za nimi nie stoi, bądź nie dzieje się coś dziwnego.
    Zapadła niezręczna cisza.
    - Nazywam się Yanokawa Gin, jestem komendantem policji. Aktualnie znajdujesz się w naszej głównej siedzibie. Jesteś podejrzana o zabójstwo dwóch osób z zimną krwią, ucieczkę z miejsca zdarzenia i utrudnianie śledztwa głos mężczyzny siedzącego na stołku przeszył ciężkie powietrze. Dziewczynka przestała patrzeć się w dal i spojrzała policjantowi prosto w oczy. Widać było, że Gin, czuł się niekomfortowo, jednak zamknął oczy i odchrząknął.
    - Jeśli odpowiesz nam na parę pytań, jestem pewny, że twoja kara będzie łagodniejsza, a współpraca z nami będzie brana pod uwagę…
    Cisza.
    - Nie wiem czy wiesz, ze znajdujesz się w nie najlepszej sytuacji, jednak wszystko może ulec jeszcze zmianie, na lepsze bądź na gorsze
     Znowu brak jakiegokolwiek odzewu ze strony dziewczynki. Policjanci popatrzyli po sobie. Nikt jednak nic nie mówił.
    - Komendancie, to jeszcze dziecko, dopiero, co straciło rodzinę i to jeszcze na jej oczach Może, przełożyłbyś to przesłuchanie na inny dzień…? jeden, wątło wyglądający mężczyzna szepnął do Gina tak, aby nikt inny oprócz niego, go nie usłyszał.
     Mężczyzna jednak nie zwracał na niego najmniejszej uwagi i dalej kontynuował swój monotonny monolog.
     - Skoro nie chcesz mówić to proszę cię abyś potwierdziła wszystko, co powiem kiwnięciem głowy, które będzie oznaczało tak’’ bądź nie. Nazywasz się Hidemi Yumi[1] [ w Japonii najpierw podaje się nazwisko, a dopiero potem imię ] i masz sześć lat, prawda? dziewczynka patrzyła smutnymi oczami prosto w policjanta.
Dziecko nie miało zamiaru odpowiedzieć na te pytania. Leżało związanie i patrzyło się na mężczyznę.
     Najbardziej, co przerażało policjantów w wyglądzie dziewczynki nie było postrzępione ubranie umorusane we krwi, tylko oczy. Puste, niesamowicie dojrzałe spojrzenie, jak na sześcioletnie dziecko, przepełnione tak ogromnym bólem, wprawiało policjantów w zakłopotanie. Ciemny brąz w świetle wątłej lampki sprawiał wrażenie czarnego. W takim oświetleniu nie dało się dostrzec źrenicy dziecka. Policjanci woleli nie patrzeć w nie, bojąc się, że dostrzegą w ciemnych oczach samą śmierć, czyhającą na kolejną duszę.
     - Lepiej żebyś odpowiadała na moje pytania! W każdej chwili możesz trafić do ściśle strzeżonego więzienia! Współpracuj dobrze ci mówię! komendant policji wyszedł z równowagi. Nie lubił dzieci i nie umiał z nimi postępować, dlatego zachowanie dziewczynki bardzo go irytowało i chciał jak najszybciej opuścić pokój.
    Po paru minutach kompletnej ciszy, komendant, cały czerwony wstał, odwrócił się i zaczął zmierzać ku wyjściu. Za nim pośpieszyli pozostali pracownicy policji.
    - Jak widać, pan nigdy nie stracił nikogo dla siebie bliskiego…– Mężczyzna momentalnie odwrócił się i szybkim krokiem zaczął przemierzać pokój w stronę dziecka.
     Drzwi nagle otworzyły się, kiedy komendant znalazł się tuż przy dziewczynce i chciał wymierzyć cios w jej twarz, zwinnym krokiem młody mężczyzna stanął obok niego i złapał go za rękę.
    - Komendancie Yanokawa, nie uważa pan, że zachowuje się trochę niestosownie? Czarnowłosy patrzył się ciemnymi oczami w obliczę komendanta.
    Mężczyzna zrobił się jeszcze bardziej czerwony i spode łba spojrzał na trzymającą go postać. Po chwili wyszarpnął swoją dłoń z żelaznego uścisku, niespodziewanego gościa.
    - Nazywam się Seo Kiouhei mężczyzna zwrócił się do dziewczynki, która patrzyła na niego z lekkim zdziwieniem na pewno jesteś głodna, proszę tajemniczy gość, dał dziewczynce kanapkę do ręki. Kiedy zauważył, że jest ona przywiązana do łóżka. Zręcznym i szybkim ruchem zaczął rozplątywać przeróżne supły i pętle.
     Dziewczynka bacznym wzrokiem przypatrywała się poczynaniom mężczyzny, nie mniej uważnie od policjantów, ciągle znajdujących się w pokoju.
     - Co ty wyrabiasz?! Nie masz prawa przeszkadzać nam w przesłuchaniu! krzyknął komendant.
     - Od kiedy przeszliśmy na ty mężczyzna uśmiechnął się wyniośle mam pozwolenie na rozmowę z nią głową wskazał dziewczynkę. Kiouhei usiadł na krześle i wziął się za drugą rękę dziecka.
    Kiedy w końcu była wolna’’, usiadła i łapczywie wbiła swoje zęby w kanapkę. Mężczyzna podał jej jeszcze wodę, chciwie chwyciła ją i wypiła duszkiem.
    Kiedy jadła dokładniej mogła mu się przyjrzeć. Ubrany był w zwykły, czarny męski płaszcz, przepasany paskiem. Pod płaszczem widoczny był równie ciemny golf. Jego czyste, eleganckie buty sprawiały wrażenie ledwo co kupionych. Ręce odziane miał w rękawiczki, kolorystycznie pasujące do reszty ubioru, które właśnie splótł razem.
    - Należę, do tajnej organizacji o nazwie, NODLNP czyli do Narodowej Organizacji Dla Nastoletnich Przestępców. Chciałbym abyś dołączyła w moje szeregi uśmiechnął się do dziewczyny, serdecznie w sumie to masz dwa wyjścia, albo spędzić resztę życia w więzieniu, oskarżona o niepoczytalność i zabicie dwóch osób, w tym jedną bardzo brutalnie. Utrudnianie śledztwa, szydzenie z policjantów, ucieczkę z miejsca zbrodni i tak dalej i tak dalej. Powodów, dla których zostałabyś zamknięta jest mnóstwo. JEDNAK możesz też dołączyć do mojej organizacji. Wprawdzie nie będziesz mogła wieść normalnego życia, jednak będziesz mogła uczęszczać do szkoły, będziesz miała własny pokój i w miarę normalne życie. W zamian, będziesz musiała wykonywać brudną robotę, ale o tym potem. Nie mówię, abyś od razu odpowiadała, jednak powinnaś przemyśleć wszystkie za i przeciw.
    - Wykonywać brudną robotę…” ma pan na myśli zabijanie?
    - Jesteś zaskakująco bystra jak na sześciolatkę. Tak to właśnie miałem na myśli, jednak ci ludzie są niebezpieczni, o wiele bardziej od ciebie kolejny przyjazny uśmiech zresztą, dlatego powstała ta organizacja. Prawo, ma wiele luk i przez to tacy ludzie jak ty, są zamykani w więzieniach, nie zaznając prawdziwego życia
    - Dobrze dziewczynka pewnie popatrzyła prosto w twarz mężczyzny.
    - Z-zgadzasz się? zapytał zdziwiony mężczyzna. W pokoju dało się słyszeć szmery.
    - Tak.
    - Mogę zapytać, czemu tak szybko zdecydowałaś się dołączyć?
    - Mam swoje powody

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz