niedziela, 9 listopada 2014

"Demon w Ludzkim ciele" Rozdział 5 Ucieczka w wielkim stylu


     Chłopcy stojący na przejściu wytrzeszczyli na nas oczy. Popatrzyłam na nich wykończona, upokorzona i smutna. 
     - O cholera... Nie dobrze 3 na 2... I do tego ty ledwo stoisz... Nie jest dobrze, nie dobrze... - wszyscy chwycili się za swoje paski u spodni przy których, jeden miał miecz a dwaj mieli pistolety. 
     - Co ty tam mruczysz pod nosem? Ja ledwo stoję? Haha! Ja jestem wściekła! Jak śmiecie mi zakłócać użalanie się nad sobą co?! Jak śmiecie?! Mam zły humor więc zejdźcie mi z oczu, nie będę się z wami dzisiaj bawić to może nikomu nic się nie stanie. 
     - Jesteśmy jedną z najsilniejszych drużyn! Nie dacie rady nas pokonać! - powiedział jeden wkurzający typ, miał krótkie jasne włosy. 
     - Nadchodzimy! - powiedział środkowy koleś, jego włosy były długie i szare, jednak nie był stary.
     - Tylko żeby potem nie było że kogoś zabije! - przemęczona, wykończona i jeszcze bardziej wściekła zmieniłam się w swoje demoniczne drugie ja. Wszystkie moje emocje, które do tej pory kłębiły się wewnątrz mnie wybuchły.
       Zerwał się ostry porywisty wiatr, który uniósł moje włosy do góry. Wyobraziłam sobie, że mój ogon, jest ostry jak brzytwa. Teleportowałam się przed pierwszego z lewej strony. Wszystko działo się w ułamku sekundy. 
     - Ej... Co jak?! - Wykrzyknął blondas, kiedy złapałam go za gardło i uniosłam do góry. Chłopak zaczął się dusić. Jego dwaj kompani stanęli i popatrzyli na mnie z niedowierzaniem. 
      Wyciągnęli broń i nie zawahali się strzelić. Szybko niczym zwierzę skoczyłam do przodu, potem ciągle trzymając chłopaka podcięłam moim ogonem, miejsce pod kolanami trzeciego z nich.
       - O cholera - powiedział upadając na twarz. Puściłam chłopaka, który upadł na ziemię z hukiem. Od tyłu próbował mnie zajść ten z białymi włosami. Jednak Aberbaal Szybko powalił przeciwnika na ziemię. Podeszłam bliżej do dwóch ciał znajdujących się pode mną i popatrzyłam na nich. Ciągle byłam wściekła. 
     Dlaczego zawsze mnie to spotyka? Z frustracji wydałam z siebie przeraźliwy i ochrypły krzyk. Zatrzęsło się wszystko w około. Nagle przyjechały samochody, z których wychodzić zaczęli ludzie z organizacji. 
    - Więcej was matka nie miała?! - z moich ust wydobył się chrapliwy i groźny głos. Aberbaal, również w postaci demona rzucał ludziom groźne spojrzenia. Podeszliśmy do siebie. Ja wysoka, on niski. Coś w tym widoku było, bo dało się słyszeć zaniepokojone szepty. Schowani za samochodami wyciągnęli bronie. We dwójkę staliśmy na środku, nie mając gdzie się schować. 
     - Teleportować się czas.
     - Taa... - Nagle poczułam jak coś mocno złapało mnie za ogon. Obróciłam się i zobaczyłam blondyna, który jedną ręką trzymał mnie a drugą mierzył do mnie z broni. Zdezorientowało mnie to na tyle, że stanęłam w bezruchu. Wystrzelono, dostałam w bark i nogę. Reszta kul chybiła, osłonił mnie Aber. Po chwili osunął się na ziemię.
      Moim wyostrzonym słuchem, mogłam usłyszeć ciężkie i ochrypłe oddychanie. Teraz to się mocno wkurzyłam. Nie dość, że chłopak mnie zdradził i zerwał, zaatakowało mnie AZ to jeszcze ten idiota mnie ochronił. Kiedy ponownie otworzyłam oczy, z moich czerwonych źrenic sączyło się rubinowe światło. 
     Przechyliłam głowę, w ułamku sekundy kucnęłam, nogą kopnęłam blondasa, chwyciłam w ramiona skulonego Aberbaal'a i wybiłam sie na szkarłatnych skrzydłach, które przed chwilą przywołałam. Odbiłam się od ziemi tak mocno, że aż beton pokruszył się na drobne kawałeczki w miejscu gdzie przed chwilą stałam. Moje skrzydła spowodowały tak silny wiatr, że większość stojących osób upadło. Nie wiedziałam co mam zrobić. Bałam się, nie chciałam stracić Zgaszonego. 
     Jedyne co mogłam zrobić to oddalić się, najbardziej jak się dało i opatrzeć jego rany. Wiedziałam jednak, że będą nas gonić, musiałam coś wymyśleć. Nagle wpadłam na pomysł, postanowiłam, że stworzę w mojej dłoni kulę energii. Nie wiedziałam, czy to wypali jednak nie miałam innego pomysłu. Raz kozie śmierć stwierdziłam. Wyciągnęłam dłoń, pomiędzy moimi szponami zaczęły tworzyć się cieniutkie czerwone siateczki. Z mojej ręki sączyło się ostre światło, rozświetlając ciemną noc. Byłam wykończona, moje rany dawały się we znaki. Postanowiłam postawić na ten atak wszystko. Wypuściłam szkarłatną kulkę która w zawrotnym tempie zaczęła spadać na ziemię. 
     - Ona coś wypuściła! Uciekajcie! - ktoś zawołał. Za późno pomyślałam sobie i ostatnią resztką mocy przeteleportowałam się do najbliższego hotelu. Pomimo odległości która nas dzieliła usłyszałam wybuch, z mojej lewej strony, kłębiły się chmury czarnego dymu. Olałam to. Najważniejsze było opatrzyć rany Aberbaal'a. Wróciłam do mojej ludzkiej formy. Przetarłam ręką brudną twarz, schowałam Zgaszonego w krzakach.
      - Zaraz do ciebie wrócę, pójdę tylko wynająć pokój, trzymaj się - lekko pogłaskałam go po głowie. Znaliśmy się od niedawna jednak bardzo się do niego przywiązałam, on chyba zresztą też. Przynajmniej chciałam ab tak właśnie było. Skierowałam się szybkim krokiem w stronę wejścia. Okazało się, że przeteleportowałam nas na parking jakiegoś burdelu...
      - Ehh... No trudno - mruknęłam pod nosem i weszłam do środka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz